Przyjaźń od 'mazaczki'...

środa, lutego 17, 2016 Sagitta's world 4 Comments


Z A. poznałyśmy się w zerówce. Z Jej wspomnień wynika, że nasza Przyjaźń zaczęła się od mojej prośby o 'mazaczkę'* (sześcioletnia mistrzyni neologizmów na miarę Leśmiana...).

Potem podstawówka i liceum. Zawsze ta sama klasa, ta sama ławka. Wspólne weekendy, wakacje i ferie zimowe. W zasadzie wszystko wspólne poza chłopakami (na nasze szczęście nigdy żadna z nas nie 'zakochała' się w tym samym facecie). Wymyśliłyśmy swój własny język migowy i graficzny. Miałyśmy umówione znaki na większość rzeczy i osób, które miały dla nas w danym momencie jakieś wyjątkowe znaczenie. Śmiałyśmy się i płakałyśmy razem. Świętowałyśmy nasze sukcesy i opłakiwałyśmy porażki.

Mimo, że mnóstwo czasu spędzałyśmy ze sobą, nigdy nie wystarczało nam go na tyle, by się wygadać, więc kiedy byłyśmy osobno, dzwoniłyśmy do siebie, nabijając horrendalne rachunki telefoniczne ku rozpaczy naszych Rodziców, a potem naszej rozpaczy (szlaban!).

Oczywiście bywały ciche dni. Chodziłyśmy naburmuszone, udawałyśmy, że się nie znamy, przestawałyśmy ze sobą rozmawiać, przez co także telekomunikacja ponosiła znaczne straty. Jednak te nasze ciche dni nie trwały długo. Do czasu, kiedy w okresie studiów (na tym etapie nasze zainteresowania zupełnie się rozjechały i nie wybrałyśmy nawet tej samej uczelni) stało się coś (czego obie nie jesteśmy w stanie określić jednym słowem, był to raczej ciąg zdarzeń), co sprawiło, że 'cichy dzień' trwał długie lata...

W tym czasie stałyśmy sie magistrami, pracownikami i żonami. Żadna z nas nie wiedziała już, jakie druga odnosi sukcesy i z czym się musi zmagać. Niczego nie świętowałyśmy już razem. To, co było teraz wspólne, to znajomi na facebook'u. I emigracja, ale do różnych krajów. Jest dla mnie zagadką, jak osoby, które kiedyś były tak blisko, mogły w jednej chwili stać się dla siebie zupełnie obce i tak bardzo się od siebie oddalić...

Wiele razy pojawiała się w mojej głowie myśl, żeby napisać, żeby się odezwać, powspominać stare dobre czasy, zakopać wojenny topór. Ale zaraz pojawiała się myśl kolejna: "tak po prostu się odezwać, po tylu latach, kiedy nie wiem, jaka będzie reakcja drugiej strony, kiedy nie wiem, czy druga strona sobie tego życzy?". Więc nie pisałam...

Tak zostałoby pewnie do teraz, gdyby nie wiadomość o tym, że A. urodziło się 'podwójne szczęście'. Tak, to jest ten moment. Teraz powinnam się odezwać. Napisałam wiadomość ze szczerymi gratulacjami i najlepszymi życzeniami. I czekałam na to, co nadejdzie... Bałam się strasznie... Były cztery opcje: 1). nie odpisze w ogóle; 2). napisze jedynie 'dzięki'; 3). napisze, jak głęboko ma moje gratulacje i życzenia; 4). napisze, że się cieszy i że przez te lata czekała na wiadomość ode mnie. Trzy pierwsze zabolałyby bardzo... Zadawałabym sobie pytanie, po co to rozgrzebałam. Chociaż impuls do napisania był silniejszy niż obawy przed odpowiedzią, która miała nadejść. Na szczęście przyszła odpowiedź nr 4...

Po paru miesiącach obie znalazłyśmy się w naszym rodzinnym Krakowie. Spotkałyśmy się we trójkę, z naszą wspólną Przyjaciółką z liceum. I było tak, jakby tych lat bez siebie nie było. Jakby te lata ktoś tą 'mazaczką' wymazał. Jakbyśmy widziały się wczoraj, najwyżej tydzień temu. Z tą różnicą, że w domu czekali na nas teraz Mężowie (i Dzieci)... :)

Zdarza się w życiu tak (szczególnie w młodym, szczeniackim jego okresie),  że coś, co jest życia ogromą wartością, w różnych okolicznościach tracimy. Nigdy jednak nie jest za późno, by to spróbować odzyskać...

* Pamiętam, jak w czasach późnej podstawówki, w rozmowie z A. mówię: "Trzeba na to patrzeć przez zamknięte palce." - "Mówi się przez palce." - "Wiem, chciałam urozmaicić." :)

4 komentarze :

  1. Inspirująca historia, mam nadzieję, że kiedyś u mnie też przyjdzie TEN dzień.
    P.s. Talenty lingwistyczne ujawniły się bardzo wcześnie jak czytam... ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strach pomyśleć, co byłoby, gdybym pisała bloga jako sześciolatka :)
      Życzę TEGO dnia! :)

      Usuń
  2. Miałam podobnie. Teraz żałuję, że nie oddałam pół życia i bezwarunkowo lojalnej przyjaźni komuś kogo ulubionym zajęciem nie byłoby wbijanie noża w plecy i przekręcanie go podśpiewując... To ja sobie już pójdę...:D

    OdpowiedzUsuń