Kot w śmietanie...

środa, marca 02, 2016 Sagitta's world 11 Comments


... z ryżem i warzywami...

Moim pierwszym domowym zwierzątkiem był... kurczak, fantazyjnie zwany Kubusiem. Znaleziony, kiedy miałam około 7 lat na działce sąsiadów, przygarnięty i udomowiony. Kubuś miał swoje pudełko, w którym spał zamykany wieczkiem z dziurką, przez którą rano wychylał głowę witając nowy dzień. Wyprowadzany był przeze mnie na ogród na smyczce-sznurku. Pewnego dnia Kubuś został na ogrodzie i kiedy skubał zieloną trawę, jego spokój zakłócił kocur, który zapędził go w krzaki. Kubusia szczęśliwie udało się wyrwać z łap bestii. Niestety w walce z kocurem ucierpiało jego skrzydło. Przez kilka dni przechodził rekonwalescencję, smarowany żółtą maścią, przypominając w połowie kanarka. Kilka tygodni później, kiedy był już całkiem zdrowym kurczakiem, stała się rzecz straszna. Odnalazł się właściciel Kubusia. Do dzisiaj nie wiem, dlaczego podjęto decyzję o wydaniu mojego Przyjaciela...

Jakiś czas później, kiedy otrząsnęłam się po stracie mojego kurczaka i podsłuchane słowa wypowiedziane przez właściciela - "odwdzięczę się" i "przyniosę rosół" - przestały już dudnić w mojej głowie, oswoiłam Kubusia nr 2. To był wiejski Kubuś, mieszkający w miejscowości, w której mieliśmy domek letniskowy. Kubuś nr 2 przychodził co rano pod nasz dom, w którym spędzałam wakacje. Mój powrót do szkoły zakłócił nasze codzienne 'schadzki'. Na szczęście do domku jeździliśmy co weekend. Ledwo w piątkowe popołudnie wystawiałam nogę z samochodu, a Kubuś był już obok. Pewnego razu zdarzył się taki piątek, kiedy do domku pojechali tylko moi Dziadkowie, a ja zostałam w Krakowie. Właściciel kurczaka dobrze wiedział o mojej przyjaźni z Kubusiem, dlatego postanowił wraz z Dziadkami zrobić mi niespodziankę i Kubusia sprezentować. Dziadkowie wracając w niedzielę wzięli go ze sobą. Tylko, że... to nie był mój Kubuś! Niby kolor podobny, postura identyczna, ale to nie jest mój Kubuś! On mnie w ogóle nie wita z radością. Aby udowodnić, że to jest podszywający się kurczak, w następny weekend pojechałam z Dziadkami, a słaba podróba została w mieście. Ależ zdziwieni byli, kiedy Kubuś nr 2 chwilę po przyjeździe stał przy mojej nodze... Babciu, Dziadku, oto prawdziwy Kuba! :)

Wydawać by się mogło, że taka przyjaźń od dziecka z drobiem spowoduje u mnie chociaż 'częściowy wegetarianizm'. Moja dieta powinna być przynajmniej pozbawiona kurczaków. No, powinna...

Dlaczego zatem informacja o tym, że Szwajcarzy jedli kiedyś (niektórzy jedzą nadal) koty, była dla mnie tak oburzająca?! Mięso kocie, uważane przez niektórych za zdrowe i smaczne, trafia podobno na bożonarodzeniowe stoły czterech szwajcarskich kantonów w formie bitek lub pasztetu... (nie zdawałam sobie sprawy jako 7-latka, że kota można przerobić na pasztet, bo gdybym była tego świadoma, agresor z opowieści o Kubusiu nr 1 tak by skończył...).

Temat ten został kiedyś poruszony na moim kursie niemieckiego. Ponieważ już o tym wcześniej wiedziałam, nie wywołało to u mnie takiego szoku jak u pozostałych kursantek, które nie miały o tym pojęcia. W ramach ciekawostki i nauki niemieckiego, nasza nauczycielka stwierdziła, że na następne zajęcia przyniesie przepis na kota... (Sama jednak, jak mówi, przepisu nie przerabia na danie). No i przyniosła... Przepis na kota w śmietanie... zgodnie z polską sztuką kulinarną... !? Ooo, Scheisse!

Pod przeszywającym spojrzeniem kilku par oczu, wydobywam z siebie "Ich habe keine Ahnung o co chodzi, przysięgam! Nie jemy kotów w Polsce"... ;)

Zainteresowana jednak tematem kotów w formie dania na polskich stołach, grzebię w internecie. Trafiam na informację, że kot, nazywany był kiedyś królikiem dachowym, a wykwintną potrawą kuchni staropolskiej był królik w śmietanie. Może Szwajcarom w tym przepisie na kota po polsku się królik dachowy z królikiem zwykłym pomieszał? Nie wiem... Szukam dalej i znajduję tytuł "Tadeusz Bór-Komorowski zjadł kota w śmietanie. I nawet o tym nie wiedział...".* A zdarzyło się to podczas Powstania Warszawskiego, kiedy generał miał odznaczyć jednego z powstańców. Z tej okazji miał zostać podany królik w śmietanie. Ale z uwagi na to, że królik był nie do zdobycia, wykorzystano do potrawy mięso podobne w smaku do mięsa króliczego - mięso kocie. Śmietana była w tym czasie równie niedostępna - krowy, jakie pozostały w mieście były pilnie strzeżone, a ich mleko podawane było tylko dzieciom. Powstańcy zamiast śmietany wykorzystali olejek do opalania i na nim usmażyli mięso... Generałowi podobno danie smakowało...


PS. Po chwili zastanowienia, powyższy tekst trafia nie do kategorii "Przepisy", ale "Szwajcaria"...

*http://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/08/01/tadeusz-bor-komorowski-zjadl-kota-w-smietanie-i-nawet-o-tym-nie-wiedzial/

11 komentarzy :

  1. To koty też już "polskie"...:/ :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę proszę a tak się oburzamy, że azjaci zajadaja się psami...

    OdpowiedzUsuń
  3. Czym sie ekscytowac? Przeciez w Polsce nadal jest wyrabiany smalec z psow, skory z kotow na reumatyzm...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A przecież na taki reumatyzm to nie ma nic lepszego jak żywy, ciepły pies, czy kot...

      Usuń
  4. Bardzo fajnie napisane. Pozdrawiam serdecznie !

    OdpowiedzUsuń
  5. widział ktoś mojego mruczka? ostatnio cicho w lodówce a sąsiad ostatnio był i po mruczku ni widu ni słychu, na drugi dzień zajadał się mielonymi, mruczku jeśli to czytasz to bardzo tęsknie a ty sąsiedzie jeśli to czytaj to chociaż oddaj futro na skarpetki pozdrawiam MRAUUUU

    OdpowiedzUsuń
  6. Gdy posiadamy kota to faktycznie bardzo ważne jest to, aby go dobrze wychować. Osobiście spodobał się wpis o kotach w https://www.statkihistoryczne.pl/kot-syberyjski-poznaj-tego-zwinnego-zwierzaka/ i moim zdaniem jest tak, że na pewno każdy z nas również tak twierdzi.

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajnie napisane. Jestem pod wrażeniem i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń