Cyganka komórkę Ci zwinie...

poniedziałek, października 10, 2016 Sagitta's world 0 Comments


Rzecz się działa na pierwszym lub drugim roku studiów. Wracałam z zajęć WF'u, które miałam na krakowskim Kazimierzu. W okolicach przystanku tramwajowego zaczepiła mnie Cyganka. Chciała powróżyć mi z... telefonu komórkowego. Nie pamiętam już czy telefonu faktycznie nie miałam przy sobie (co w czasach 'niesmartphonów' było możliwe), czy też zapaliła mi się wtedy w głowie czerwona lampka, w każdym razie powiedziałam stanowczo: "Nie mam!".

Tego samego dnia, parę godzin później, spotkałam się na zajęciach z Koleżanką, która z WF'u wracała chwilę po mnie. Ona też dostała propozycję odczytania przyszłości z komórki. Na którą - na swoje nieszczęście - przystała.

Nie wiem, jaka przyszłość została wywróżona, ale słowo żadne nie padło odnośnie przyszłości najbliższej, czyli że za chwilę Cyganka wraz z komórką zniknie w bramie starej kamienicy. A Koleżanka stać będzie jak wryta i nie będzie w stanie telefonu odzyskać. Ani zrozumieć 'o co kaman?'...

Czerwona lampka zapaliła mi się na pewno podczas ostatniej wizyty na krakowskim Rynku. Siedziałyśmy z A. przy fontannie-piramidzie. Było po północy. Dziewczyna, która do nas podeszła sprawiała wrażenie kogoś, kto chce wysłać nas do jakiejś 'super-extra-wypasionej' knajpy. Albo ma dla nas jakąś inną 'mega-czadową' ofertę. Nie do odrzucenia, rzecz jasna.

"Dziewczyny, czy macie może internet?". Myślę: czasy się zmieniły, z internetu będzie wróżyć... Nie wychylam się. Zerkam na A. i próbuję dać jej do zrozumienia: "Uważaj! Najlepiej powiedz, że masz w domu!" ;)

Prawdopodobnie drinki zaburzyły nasze zdolności telepatyczne, bo A. odpowiada, że ma. No to - że tak powiem - 'powróżone'...

"Czy mogłybyście wysłać wiadomość do mojego chłopaka na fejsie? Bo jest taka głupia sprawa... Przyjechaliśmy razem do Krakowa. Jestem tu dopiero drugi raz. Byliśmy w knajpie, a ja wyszłam na chwilę i jak wróciłam to go tam nie było. Zostawiłam swój telefon na stoliku w knajpie, chłopak go zabrał. Nie mam jak się z nim skontaktować."

A. wiadomość wysyła. Tyle, że pewnie trafi do skrzynki 'inne', jak większość wiadomości od nieznajomych i nie zostanie odczytana. A. poświęca się do tego stopnia, że wysyła mu zaproszenie do znajomych. Kolejne minuty nie przynoszą żadnego odzewu, wiemy, że dziewczyna nie pamięta numeru do chłopaka. Ale może do siebie pamięta.

"Yyyy...eee... nie... Bo wiecie, zmieniłam numer kilka tygodni temu... Nie pamiętam."

Ok. Powiedzmy, że wierzę. Kiedyś numery telefonów do większości bliskich osób i do siebie zapisane były w głowie. Stacjonarny do A. pamiętam do dzisiaj (jak wiecie z tekstu "Przyjaźń od mazaczki" dzwoniłam do Niej codziennie, a że znamy się długo, to nawet 'wykręcałam' jej numer). Teraz, jak ktoś pyta Cię o Twój numer, to najpierw telefon wyciągasz i 'mój numer' odnajdujesz. I nawet jeśli numer pamiętasz, to i tak upewniasz się - sięgając po telefon - czy podajesz dobry. A skoro nie ufasz nawet samemu sobie, to jak zaufasz komuś, kto o północy na krakowskim Rynku mówi - cały czas w jakiś taki podejrzany sposób - że nie wie, gdzie się zatrzymał podczas pobytu w Krakowie?

Chwytam mocniej torebkę. Tak na wszelki wypadek, gdyby jednak ktoś chciał mi powróżyć z telefonu, portfela i kluczy do domu. Wyostrzam swoje zmysły jak Wiedźmin. Kiedy już jestem bliska użycia "Znaku Aard", dziewczyna nagle i bez słowa zrywa się z ławki i... pada w objęcia ukochanego.

0 komentarze :