Książęce chwile w Liechtensteinie...

piątek, października 29, 2021 Sagitta's world 0 Comments

Był listopad 2014 roku (roku przeprowadzki do Szwajcarii), kiedy po raz pierwszy trafiliśmy do tego małego, alpejskiego, podwójnie śródlądowego kraju*. Byliśmy wtedy w okolicach zamku w miejscowości Vaduz i nad Gänglesee. I nie wiem, czy to ta pogoda listopadowa, czy fakt, że byliśmy tak bardzo zachwyceni Szwajcarią, w każdym razie odnieśliśmy wrażenie, że: "nic w tym Liechtensteinie fajnego nie ma. No, ok, zamek jest spoko, ale i tak nie wejdziesz, bo tam książę mieszka. Widok ładny, ale i tak na szwajcarskie góry po drugiej stronie Renu. Jakieś jeziorko z psią budą na środku. Generalnie pupy nie urywa"... 

Pewnie byśmy tak dalej myśleli, gdyby nie luty roku pandemicznego 2021, w którym jedynym bezpiecznym przekroczeniem granicy bez narażania się na kwarantannę było przekroczenie granicy Szwajcarii z Liechtensteinem. A nam doskwierał głód przekraczania granic. I wtedy ta piękna słoneczna niedziela odmieniła postrzeganie tego - przez złośliwych uważanego za 27 kanton Szwajcarii - niewielkiego, malowniczego i idyllicznego kraju.

Nazwa "Liechtenstein" została po raz pierwszy wymieniona w 1136 roku. Księstwo o tej samej nazwie zostało założone w 1719 roku i ma 300-letnią historię. Tworzy je 11 gmin o znacznej autonomii. Najmniejsza gmina to Planken z 472 mieszkańcami. Gmina Schaan z 6039 mieszkańcami jest największą. Rocznie ponad 600 tysięcy turystów odwiedza ten najmniejszy w niemieckojęzycznym rejonie kraj. Kraj będący domem dla 108 nacji. Pięć i pół raza mniejszy od Berlina. Pokryty w 40% lasami, z czego tylko 11% jest wykorzystywane do celów mieszkalnych. Raj dla sportów na świeżym powietrzu zarówno latem, jak i zimą. Kraj z jednym z najniższych wskaźników przestępstw na świecie.

Od 1924 roku Liechtenstein używa franka szwajcarskiego jako oficjalnej waluty. Ponieważ nie ma własnej armii bezpieczeństwo zapewnia mu Szwajcaria. Transport autobusowy prowadzi szwajcarska poczta, a linie kolejowe administrowane są przez koleje austriackie. Na granicy ze Szwajcarią nie ma żadnych posterunków, a przejścia z Austrią obsługiwane są przez szwajcarską służbę graniczną i celną.

Każdego roku od 1943 w Święto Narodowe (15 sierpnia) na stokach osady drewnianych chat - Tuass - rozpala się koronę z płonących pochodni. W niedzielę po Środzie Popielcowej, która zwana jest "Niedzielą Ogniska" tradycyjnie buduje się ogromne ognisko i pali pochodnie, aby odpędzić zimę. Natomiast pod koniec listopada miasta i wsie Liechtensteinu otwierają swoje tradycyjne jarmarki bożonarodzeniowe i gromadzą wszystkich na grzane wino. 


Vaduz
Stolica i drugie co do wielkości miasto Liechtensteinu. To tutaj mieści się rezydencja książąt Liechtensteinu - górujący nad miastem i zamknięty dla turystów "Schloss Vaduz". Ze wzgórza rozpościera się piękny widok na miasto i góry.

Gänglesee
Jezioro położone w samym sercu Alp Liechtensteinskich w Steg. Stąd zaczyna się malowniczy szlak przez dolinę Valüna, który mam nadzieję kiedyś uda nam się przejść.

Triesenberg
To jest to miejsce, które odmieniło patrzenie na Liechtenstein. Postawiliśmy samochód na parkingu i zrobiliśmy sobie spacer bez celu. Dotarliśmy do pięknie położonego placu zabaw.

PS. Czy Wy też macie może skojarzenie z Triss Merigold? 

Balzers
Do tego przepięknego miasteczka trafiliśmy podczas naszej rowerowej wycieczki ze szwajcarskiego Sargans. Dotarliśmy wtedy do miejscowości Triesen (nie Triesenberg), w której znajduje się kolejny fantastycznie położony plac zabaw. W Balzers znajduje się wzniesiony około roku 1200 zamek - "Burg Gutenberg", zniszczony i odbudowany w XX wieku. Tuż obok imponujący i bogato zdobiony kościół "Pfarrkirche St. Nikolaus".

PS. Część trasy rowerowej prowadzi przez wały wzdłuż Renu - polecam sprawdzić wcześniej, czy nie będzie przypadkiem wiało na trasie. Czy my sprawdziliśmy? Być może nie ;)

Malbun
Ośrodek sportów zimowych, położony w malowniczej górskiej dolinie polodowcowej. To tutaj zaczyna się i kończy szlak "Sass-Weg", który jest dobrze przygotowaną okrężną trasą, odpowiednią nawet dla wózków. Zaczyna się obok najwyżej położonego w Liechtensteinie kościoła, tuż powyżej placu zabaw (trzeba przyznać, że place zabaw w Księstwie mają niesamowicie położone). Szlak wiedzie dalej do Sass-Seelein - urokliwego jeziora z terenem piknikowym i punktem widokowym. Tutaj znajdziecie szczegóły trasy: "Sass-Weg".

Po więcej zdjęć i filmików zapraszam na mój Instagram: Sagitta.

* jedno z dwóch państw na świecie (obok Uzbekistanu), które nie posiada dostępu do morza i graniczy wyłącznie z państwami nieposiadającymi dostępu do morza (śródlądowymi)

0 komentarze :

Zapach...

środa, października 13, 2021 Sagitta's world 1 Comments

Zapach kwitnącego bzu. 
Koszonej trawy. 
Suszącego się na słońcu prania. 
I lasu po deszczu. 

Zapach siana. 
Nagrzanego asfaltu. 
Skóry rozgrzanej słońcem. 
I dymu z ogniska. 

Zapach pieczonego jabłka. Z cynamonem. 
Suchych liści. 
Palonego w kominku drewna. 
I książki. 

Zapach sosny. 
Drewnianej chatki w górach. 
Aromatycznego grzańca. 
I piernika. 

Zapach świeżego chleba. 
Parzonej kawy. 
Ulubionych perfum. 
I drugiego Człowieka. 

Zapach. 
Emocje. 
Uczucia. 
I wspomnienia. 

Znam Kogoś, Kto od prawie roku żyje w świecie pozbawionym zapachu. 
I smaku też. 
Tak. 
Przez covid. 

1 komentarze :

Lotnisko...

środa, października 06, 2021 Sagitta's world 2 Comments

Mój pierwszy raz w przestworzach to lot szybowcem w Międzybrodziu Żywieckim. Rozbieg po trawiastym lotnisku. Holowanie. Dźwięk odczepianej linki holowniczej. Świst powietrza. Przestrzeń. Czarodziejska Góra Żar i zbiornik wodny na jej szczycie. Jezioro Międzybrodzkie i Żywieckie widziane z lotu ptaka. Jakie to było znakomite…

Potem był pierwszy lot samolotem pasażerskim. Na lotnisku „Charles’a de Gaulle’a” w Paryżu patrząc na biało-pomarańczowy samolot, z którego właśnie wysiadłam, rzuciłam: „Super! Ale rakietą to musi być coś…” ;) 

Uwielbiam latać. Kocham klimat lotniska, zapach paliwa lotniczego, dźwięk silników, moment przyziemienia. To uczucie podziela na szczęście moich dwóch Mężczyzn. Co prawda starszy zawsze najlepiej czuł się latając liniami, na pokładzie których w cenie biletu podawali dobry alkohol. Nie żeby się z deczka bał latać. Ależ skąd! ;) Młodszy natomiast mógłby bez końca patrzeć na startujące i lądujące samoloty. Nasza krew! 

2 komentarze :