Czego chce?!...

wtorek, lutego 14, 2017 Sagitta's world 7 Comments


Co jakiś czas Sagitta wyrusza na pole walki. Zakłada zbroję cierpliwości, hełm stanowczości, rękawice odwagi i... dzwoni do polskich urzędów i instytucji. Wraca na szczęście z tarczą, dzięki czemu wojenne, heroiczne historie przekazywane są dalej. Nie wszystkie zostaną tu opisane, ale trzy z nich zasługują na zapisanie się w annałach.

"Bitwa pod Urzędem Miasta Krakowa - Wydział Komunikacji"
23 II 2015

Przed upływem roku od przybycia do Szwajcarii należy zarejestrować przywieziony tutaj ze sobą samochód. Krążą legendy o okrutnych, ziejących ogniem smokach w tutejszych wydziałach komunikacji. O tym, jak delikatna rdza na klockach hamulcowych i brudny silnik uniemożliwiają rejestrację mechanicznych bestii. Niektórym rejestracja ta udaje się podczas pierwszego podejścia. Cała procedura - od skrupulatnego sprawdzenia samochodu na diagnostyce po otrzymanie szwajcarskich tablic i dokumentów - trwała w naszym przypadku mniej niż godzinę. Smoki okazały się groźniejsze w krakowskim wydziale komunikacji...

Szwajcarski urząd polskie tablice i dokumenty wysyła do urzędu polskiego. Aby anulować polskie ubezpieczenie OC należy w polskim wydziale komunikacji samochód wyrejestrować i otrzymać potwierdzenie. W tym celu wysyła się wniosek. I czeka... A kiedy czekanie staje się zbyt długie, dzwoni się i oczywiście natychmiast uzyskuje informację. Taaa...

Informację o tym, że sprawa jest w toku, uzyskuje się w czasie dłuższym niż przerejestrowanie auta w Szwajcarii (w tym przypadku 1h 8m). Najpierw trzeba przejść przez liniowy szyk bojowy. Na froncie w pierwszej linii - jazda... z Panią, która mimo, że odpowiedzialna jest za te sprawy, w ogóle nie ma pojęcia o co chodzi. Więc próbuje przełączyć do łuczników, ci z kolei ratują się kohortami legionowymi. Kiedy okazuje się, że oni w ogóle są z innego szyku (bo łucznik połączył z Nową Hutą nie wiedzieć czemu), ale mają pomysł z kim należy walczyć, pozostaje do pokonania jazda pancerna.

- "Dzień dobry. Pani koleżanka przekazała mi, że w systemie znajduje się adnotacja o wyrejestrowaniu pojazdu, ale chciałam uzyskać informację, czy gołąb leci już z potwierdzeniem wyrejestrowania?"
- "Nooo. Taak. Jest adnotacja. To co pani (wiadomo, że z małej, śmieciu-petencie) chce jeszcze wiedzieć, hmmmm?"
- "Yyyyy.... To może: jaki będzie kurs franka w 2016?"

"Bitwa pod Spółdzielnią Mieszkaniową"
19 IV 2016

Tutaj dochodzi do walki z przeciwnikiem ustawionym w szyku klinowym. Jednak zanim do niej dochodzi, w lutym zostaje wysłane pismo z prośbą o wystawienie trzech zaświadczeń: o zobowiązaniach spółdzielni wynikających z przeprowadzonych remontów budynku, wykaz w sprawie drogi dojazdowej (tu były różne nieprawidłowości, które spółdzielnia miała wyprostować z prywatnymi właścicielami drogi) oraz informację dotyczącą kosztów wyodrębnienia lokalu. Bitwa odbywa się 2 miesiące później, w kwietniu. Jeden przeciwnik padł jeszcze przed jej rozpoczęciem (chory - nie ma). Drugi - zaskakująco poddał się bez walki (wyśle mailem). Trzeci... No trzeci od lutego zawiesił się nad słowem 'wykaz' i się strasznie zdenerwował.

- "Jaki wykaz? O co chodzi? Co to ma znaczyć 'wykaz'? Ja nie mam niczego innego do roboty tylko wykazy wystawiać!"

- "Proszę Pana. Wykaz. Dobrze. Niefortunnie użyte słowo 'wykaz'. Niech Pan puści w zapomnienie ten przeklęty 'wykaz'. Umówmy się teraz, że chodzi o informację/zaświadczenie w sprawie drogi dojazdowej. 'Umowa? Ale... Umowa?' Czy została wyprostowana ta sprawa?"

- "Została. Poinformowaliśmy mieszkańców ustnie."

- "Nie było nas przy tym. Dlatego proszę o informację. Ta informacja potrzebna mi jest w wersji papierowej. Proszę."

- "Wszystkim wystarczyła słowna informacja, a państwo (mieszkańcy-wrzody na dupie) chcecie cudów!"

- "Proszę Pana. Ja Pana nie proszę o zamianę wody w wino. Pracuje Pan w spółdzielni. Jest Pan odpowiedzialny za tę sprawę. Dostaje Pan pieniądze od tych wrzodów na dupie. Proszę o pismo!"

- "Dobrze. Przygotuję."

- "Dziękuję. Na kiedy będzie gotowe?"

- "No, ja tego w tym tygodniu robić nie będę. Za tydzień trzeba zadzwonić. Jak będzie gotowe, to będzie gotowe."

W takim wypadku trzeba wejść w sojusz z królem. Królem naszej spółdzielni jest osoba sensowna i jedyna, z którą cokolwiek można załatwić. Prezes. Ja nie wiem, jak on w tym pierdolniku daje radę tyle lat...

"Bitwa pod Urzędem Miasta Krakowa - Wydział Podatków"
13 II 2017

W zasadzie pojedynek. Jedna na jedną.

- "Podatki. Słucham." - ten ton... Ten przeklęty ton. Żółtodzioby po tych słowach mówią: "Przepraszam. Nie chciałem przeszkadzać. Ja już sobie pójdę. Naprawdę przepraszam. To ja już idę. Dziękuję. Do widzenia!". Ale nie Sagitta...

- "Dzień dobry. Mówi 'taka i taka'. Czy ja mogę rozmawiać z Panią XY?"

- "No, słucham!" - jeżeli żółtodziób doszedł jednak tak daleko, to teraz słyszy słowa: "Czego chce?" i tu już na pewno kapituluje. Ale nie Sagitta... :)

- "Proszę Pani. Chciałam dowiedzieć się, jaka jest stawka podatku od nieruchomości. Wysłaliście Państwo informację pocztą, niestety nie zdążyliśmy z odbiorem awiza."

- "No, ale to... Jak ja to pani mam podać? Ja z księgowością muszę... Dobrze. Poczekać proszę." - słyszę stukanie w klawiaturę.

- "Może mogłaby mi Pani to samo pismo wysłać mailem?" - już żałuję pytania.

- "No, proszę pani! Jak ja to mam wysłać mailem? Nie robimy takich rzeczy!" - dobra, ok. Nie było pytania.

- "W takim razie proszę mi tylko podać kwotę i powiedzieć, czy numer konta, na który wysyłaliśmy w listopadzie jest aktualny?"

- "A pani z zagranicy dzwoni, tak?" - cholerny telefon z opcją wyświetlania numeru dzwoniącego... A jakie to ma znaczenie?

- "Tak. Z zagranicy." - teraz może być już tylko gorzej. Ona tam - w pracy, w urzędzie - ja - pewnie 'na wypasie, w dupie się poprzewracało, jeszcze informacji chce'.

- "51 złotych" - nie kontynuuje tematu zagranicy. Mam kwotę! Teraz spokojnie, bez gwałtownych ruchów. Jeszcze chwila i się wycofujemy.

- "Bardzo dziękuję. A ten numer konta? Aktualny jest?"

- "Ale ja nie mogę udzielić takiej informacji! Rozumie mnie pani? Ale, rozumie mnie pani?!" - powiem szczerze: nie do końca. Ale jej tego nie powiem. Być może nie rozumie jej też mąż, dzieci, koledzy. Po co ja mam się dokładać? No po co?

- "Tak, rozumiem. A jak przeczytam Pani ten numer, to może mi Pani potwierdzić?"

- "Dobrze... Podam dwie ostatnie cyfry...."

- "Super. Dziękuję." - napięcie rośnie... Tajemnica zaraz zostanie ujawniona.

- "66!"

- "Bardzo dziękuję. Miłego dnia!" :)

- "Yyyy... Miłego dnia..."

Z tego, co sprawdziłam na stronie, numer konta można uzyskać telefonicznie pod innym numerem telefonu. Ale to się trzeba przygotować zapewne na walkę z przeciwnikiem w szyku liniowym... 

7 komentarze :