No-see-ums...

czwartek, kwietnia 28, 2016 Sagitta's world 2 Comments


Niektórzy z Was być może czekają na opowieści z ostatniej podróży, przypominające te z postów o czarnym jeźdźcu w Cali, o nocy w strefie UFO w Nevadzie, czy przygodzie z łódką w Szwecji.

Nie mam tym razem tak mrożących krew w żyłach historii. Bo czym w porównaniu z tamtymi jest pozostawiona na lotnisku JFK, w drodze powrotnej z Puerto Rico do Nowego Jorku, siatka z 'Duty Free' z portorykańskim rumem, o której sobie przypominasz po dwóch przystankach w lotniskowym pociągu, jadąc po odbiór wynajmowanego samochodu? I którą w międzyczasie, gdy po nią wracasz, obstawia już pół lotniskowej służby...

Albo telefon, który upada tuż przed wejściem na JFK (przed wylotem na Karaiby) i rozstrzaskuje się tak, że właściciel (czyli Mąż, niektórym znany też jako Bob*) przeklina moment, w którym ustalał sobie 'pattern' odblokowujący komórkę, bo tylko w jednym miejscu nie chce złapać tej cholernej kropeczki. A potem razem z Bobem przeklinasz moment, kiedy o 3 w nocy zaczyna dzwonić budzik i nie możesz go wyłączyć...

Albo kiedy w czasie histerii, która z powodu wirusa Zika panującego w rejonach Karaibów ogarnęła położoną tysiące kilometrów dalej Europę i całe USA, bo zachorował pierwszy 'biały', mimo psikania się najbardziej cuchnącym preparatem rekomendowanym przez WHO i pewności, że żaden komar nie zaatakuje nikogo od Puerto Rico po Barbados, jesteś pogryziony na całym ciele. Patrzysz na te swoje czerwone kropeczki i z ulgą stwierdzasz, że - chociaż swędzi podobnie - to nie są ugryzienia po komarach  (ale może to jakieś karaibskie pchły?). A potem ten moment, kiedy w dniu poprzedzającym wylot znajdujesz w szafie karteczkę, że te bestie, co tak pogryzły, to są jakieś "No-see-ums" - małe muszki. Niegroźne. Ale upierdliwe...

Albo te pojawiające się na portorykańskiej autostradzie znienacka, tuż przed maską, rozerwane opony ciężarówek...

Czym te historie są w porównaniu z perspektywą nocy spędzonej wśród kojotów lub na środku morza? No czym?

2 komentarze :

Śladami pewnego romansu...

środa, kwietnia 27, 2016 Sagitta's world 0 Comments


"I was screaming into the canyon 
At the moment of my death 
The echo I created 
Outlasted my last breath" *

Brzmi znajomo? Nie? To znaczy, że nie widziałeś serialu "The Affair" i - moim zdaniem - czas nadrobić zaległości. Do tej pory powstały dwa sezony. Kolejny powstanie w tym roku. Już w pierwszym odcinku zaskoczy Cię jego struktura... Ujęcia, dialogi, monologi, gra aktorska, reżyseria - majstersztyk!

Możesz przeglądnąć treść posta - nie ma spoilerów. 


"The Affair" zdobył m. in. statuetkę "Złotego Globu" dla najlepszego serialu dramatycznego w 2015 roku. Znakomita Ruth Wilson (jako Alison Bailey) odebrała "Złotego Globa" w kategorii najlepszej aktorki w serialu dramatycznym. Akcja serialu rozgrywa się w Montauk, miasteczku położonym na końcu Long Island.

Kiedy okazało się, że w tym roku wyruszymy w kolejną podróż do Stanów, w okolice Nowego Jorku, wiedzieliśmy, że Montauk będzie miejscem, któremu poświęcimy przynajmniej dwa dni. Pierwszy dzień przywitał nas deszczem i zimnem. Szczęśliwie o poranku kolejnego dnia obudziło nas słońce. 

Lobster Roll.
1980 Montauk Hwy, Amagansett, NY 11930.
Tu, gdzie wszystko się zaczęło...
Miejsce poza sezonem jest zamknięte. Ponowne otwarcie w tym roku już za kilka dni - 6 maja. 

Dom Alison i Cole'a.
W serialu rzekomo położony przy plaży Ditch Plain. W rzeczywistości przy Marine Blvd, Amagansett, NY 11930.

Plaża Ditch Plain. 
Ditch Plains Rd, Montauk, NY 11954.
To przy niej ma być położony serialowy dom Alison i Cole'a.

Rancho.
1929 Old Montauk Hwy, Montauk, NY 11954.
"Deep Hollow Ranch" aka "Lockhart Ranch".

Latarnia.
2000 NY-27, Montauk, NY 11954.
Pojawiająca się w tle w kilku scenach. W niektórych dodana w trakcie postprodukcji.

Shagwong.
774 Montauk Hwy, Montauk, NY 11954.
Bar, w którym Alison spotyka się z Oscarem. Wygląda podobnie, jak ten w serialu, jednak nie jest to ten sam bar.

Biblioteka.
871 Montauk Hwy, Montauk, NY 11954.
Biblioteka w Montauk, w której spotyka się Alison z Noah. Jak w przypadku "Shagwong", w serialu pojawia się inna biblioteka, która nie jest położona w Montauk.

Stacja kolejowa.
Montauk, Train Station, NY 11954.
W serialu budynek położony przy stacji odgrywa rolę "Taxi Depot". Ale wnętrza nie są wykorzystane w scenach. Na tej stacji Alison wsiada w pociąg do NYC.

Przystań.
462 W Lake Dr, Montauk, NY 11954
Stąd Alison i Noah płyną na Block Island jednym z promów "Viking Superstar".

474 W Lake Dr, Montauk, NY 11954.
Scena z Noah, który uprawia jogging za restauracją "Salivar's".

The End.
183 Edgemere St, Montauk, NY 11954. 
"The Surf Lodge" aka "The End".


Jako miejsce wypadowe i noclegowe (nie tylko dla fanów "The Affair", chcących odwiedzić serialowe miejsca) mogę polecić "Montauk Blue Hotel"*. Przy rezerwacji koniecznie trzeba pamiętać o pokoju z widokiem na ocean. Chyba, że ktoś nie lubi ;)

0 komentarze :

Wspomnienie dwóch wież...

poniedziałek, kwietnia 25, 2016 Sagitta's world 2 Comments


Pamiętam, jakby to było wczoraj, widok z okna samolotu na Manhattan, kiedy w 2013 roku lądowałam na lotnisku Newark. Pamiętam uniesioną dłoń, trzymającą pochodnię. Wieżowce dotykające chmur. Potem - już z ziemi - widok na Downtown Manhattan z Jersey City, miasta położonego po drugiej stronie rzeki Hudson. Obrazy znane mi do tej pory jedynie z telewizji lub zdjęć. Brakowało tylko dwóch wież...

Kiedy terroryści postanowili doprowadzić do zrównania z ziemią symbolu NYC i USA, wracałam ze szkoły. Kilka dni wcześniej zaczęłam naukę w czwartej klasie LO. Obraz dwóch płonących wież, jaki wtedy pojawił się na ekranie telewizora, walących się potem, jak domki z kart, pozostał do dzisiaj.

Po zamachu pojawiło się pytanie o odbudowę bliźniaczych wież. Przez lata ścierały się dwie przeciwstawne opinie. Zwolennicy jednej z nich uważali, że w 'Strefie Zero' - z uwagi na pamięć o ofiarach - nie można niczego budować. Inni chcieli pokazać siłę Stanów Zjednoczonych i postawić obiekt wyższy i lepszy.

W listopadzie 2014 roku oddany do użytku został "One World Trade Center" - jeden z czterech wieżowców stanowiących część nowego - będącego jeszcze w budowie -   kompleksu, powstającego w miejscu zniszczonych biurowców WTC. W miejscu fundamentów bliźniaczych wież WTC, na terenie "9/11 Memorial", powstały dwa ogromne baseny. Wokół basenów rozmieszczono tablice z wyrytymi nazwiskami wszystkich ofiar z 11 września. Również tych, które zginęły w tamtym dniu w zamachach w Pentagonie i Pensylwanii.

Przebywanie na tym terenie, przyglądanie się spływającej wodzie, czytanie nazwisk ofiar wywołało u mnie uczucie smutku, żalu i złości. Nie wiem natomiast, jakie uczucia wywołało u osób, które robiły sobie 'sweet focie z dzióbkiem', ujmując w tle obszar 'Ground Zero'...


W terrorystycznym ataku w 2001 roku zginęło łącznie blisko 3000 ludzi. Identyfikacja ich ciał (w zasadzie szczątków), rozrzuconych na ogromym obszarze, trwała przez lata. Wielu nie udało się zidentyfikować. Ale nie są to jedyne ofiary tego zamachu. Wiele osób, które nie mogły poradzić sobie ze stratą swoich bliskich i z tym, że nie mogły godnie ich pochować, popełniło samobójstwo.

"One World Trade Center" góruje nad mieszkańcami i turystami. Życie toczy się dalej. Szybko i szalenie, jak przystało na New York City. Odbijające się w elewacji budynku przelatujące samoloty przypominają niektórym o tamtym tragicznym, wrześniowym dniu. Dla wielu nowa wieża, mimo swego niewątpliwego piękna, nigdy nie będzie tym, czym były dumne "Twin Towers"...

2 komentarze :

Ameryka, jakiej (może) nie znacie...

sobota, kwietnia 23, 2016 Sagitta's world 6 Comments


Jest sierpień 2013 roku. Po raz pierwszy przylatuję do USA, aby podczas trzytygodniowego pobytu zwiedzić wschodnie wybrzeże - stany: New York, New Jersey, D.C. oraz - położoną na zachodnim wybrzeżu - Californię. Wtedy też po raz pierwszy czuję, co znaczy być 'zjetlagowanym'.

Jest marzec 2016 roku. Wyruszam już po raz trzeci za 'wielką wodę'. I odświeżam sobie obraz USA, z którym zetknęłam się poprzednio i który mnie wtedy zaskoczył.


Toaleta w miejscach publicznych. 
Wchodzisz do toalety w USA i pojawia się pytanie, czy ją polska ekipa budowlana robiła i zajumała przy tym połowę materiału na drzwi i ścianki oddzielające kabiny? Czemu to wszędzie takie krótkie jest? Żeby widzieli, czy nie kombinujesz i nie chcesz się wysadzić? Bomba!

Kibelek. 
Kiedy upewnisz się już, że nie będziesz świecił tyłkiem, pora zasiąść. I tu Cię pragnę uspokoić. Nie! Ten sedes nie jest zepsuty. Nie wymaga wizyty hydraulika. Ten poziom wody taki ma być. Ze 3 razy wyższy niż w Europie. Tak! Ma się ponownie tak dłuuugo nalewać. Ta woda się nie przeleje. Nie bój nic. W końcu przestanie się lać. Słowo! Ściągnij to koło ratunkowe!

Prysznic. 
Z regulacją ciśnienia wody się tam raczej nie spotkasz. Ale o tym przekonasz się dopiero po udanej próbie uruchomienia prysznica. Najlepiej w środku nocy, jeszcze na jetlagu, po 6 godzinach podróży przez pustynię. Dajesz! Co Ty?! Chcesz iść spać brudny? Kombinuj! Naciśnij, pociągnij, przekręć, wepchnij. Nie wiem. Próbuj. Nie zapamiętuj kombinacji, jeśli będziesz zmieniał miejscówkę. Kombinacja też ulegnie zmianie.

Woda w restauracji.
Jeśli prosisz o wodę do picia, to doprecyzuj. Inaczej dostaniesz wodę z kranu pachnącą i smakującą chlorem. W szklance, której pojemność odpowiada pojemności małego wiaderka. Jeśli Cię 'suszy', to wypijesz całą, chętnie i za free wypełnią Ci ją ponownie, a Ty będziesz się zastanawiał, czy nie wpadłeś do basenu i nie pochłonąłeś z niego połowy wody (razem z kołem ratunkowym, którego jednak nie użyłeś w toalecie).

Ceny netto.
Masz już dość 'basenówki'. Wchodzisz do sklepu po butelkę wody mineralnej. Odliczasz gotówkę, żeby nie tracić czasu przy kasie i nie czekać na resztę. A przeliczyłeś sobie wartość brutto tej wody? Bo widzisz... Podane ceny są cenami netto, do nich doliczany jest przy kasie VAT (inny w zależności od stanu). Taka niespodzianka!

Karta kredytowa.
Poza nielicznymi przypadkami płacenia kartą kredytową i towarzyszącą jej prośbą pokazania ID, zakup przy użyciu karty w większości przypadków nie wymaga ani identyfikacji, ani PIN. Wymaga czasem ZIP code. I tu możesz zaszaleć. Wpisz, co chcesz. Naciśnij ok. Przyjmie wszystko. Patrz pod nogi. Może akurat komuś karta wypadła...

Klimatyzacja w miejscach publicznych. 
Kiedy wybierasz się do Stanów, niezależnie od pory roku, nie zapomnij ze sobą zabrać przynajmniej jednej kurtki puchowej, jeśli będziesz przebywał w zamkniętych pomieszczeniach publicznych (a będziesz). Ależ oni chłodzą! Do tego stopnia, że kiedy jesteś na zewnątrz, a ktoś wychodzi z klimatyzowanego pomieszczenia, masz ochotę krzyknąć: "Stary, zamykaj szybko, bo piździ!"

Traffic. Co Ty wiesz o trafficu?!
Tak, wyjechałeś z miejsca postojowego na Manhattanie. Nic Ci się sie wydawało. Co to za pytanie czemu stoisz? Ruch jest. Ja wiem, że się nic nie rusza. Tak, wiem, że to nie robi sensu. Tak, 'Nieruchomy Poruszyciel' robił większy sens... Ciesz się, że nie dojeżdzasz codziennie do pracy 2-3 godziny i tyle samo z niej nie wracasz.

Jaki szybki lewy pas? 
Jeżeli się złościsz w Europie na 'babę', która się ślimaczy na lewym pasie i nie zamierza zjechać na prawy, to jedź do Stanów. Tam wszystkie pasy są szybkie. Oczywiście, jeśli akurat wszystkie nie stoją. Kiedy siedzisz komuś na 'ogonie', nie czekaj aż Ci zjedzie, tylko bierz go z której strony Ci się podoba.

Otyłość.
W Stanach duże (czytaj: ogromne) jest wszystko: mała kawa, mała cola, auta, drogi, budynki, parki. Także ludzie. Dużo Amerykanów wygląda jak ludzik Michelin. Ale to nie jest do końca prawda. Oni czasami wyglądają jak pięć ludzików zlutowanych w jednego.

Wiedza Amerykanów o Europie.
Wow, jesteś z Europy?! Czy tam jest egzotycznie?
Skąd jesteś? - Z Polski. - I dojeżdzasz codziennie do NYC do pracy? - Nie. Weekendy mam wolne...


Powiem Wam coś jeszcze w tajemnicy. Uwielbiam te podróże do USA. I chyba nigdy nie będę miała ich dość!

6 komentarze :