Seszele nieidealne...

sobota, października 08, 2022 Sagitta's world 1 Comments

Kapitan 'trzech siódemek' miłym dla uszu australijskim akcentem oznajmia, że rozpoczynamy podchodzenie. Za około dwadzieścia minut, w pierwszych promieniach wschodzącego, równikowego słońca będziemy lądować na jednej ze 115 wysp archipelagu marzeń. Na Mahé. 

Samolot przyziemia. Po jednej stronie wody Oceanu Indyjskiego, po drugiej muśnięte słońcem i otulone bujną, tropikalną roślinnością pocztówkowe skały. Po policzku spływają mi łzy. Marzenie staje się realne. Wow! Seszele… 

Legenda mówi, że gdy Bóg stworzył świat, w rękach zostało mu jeszcze trochę diamentów. Spojrzał na rozległy Ocean Indyjski i postanowił rzucić je właśnie tam, tworząc w ten sposób coś naprawdę wyjątkowego - prawdziwy raj na ziemi. Tak pojawiły się Seszele. 

Jest połowa maja kiedy tu trafiamy. I trafiamy pogodowo fatalnie. Generalnie na Seszele najlepiej wybrać się właśnie między majem, a październikiem. Dla nas prognozy nie są optymistyczne. Będzie padać. I nie będą to 15 minutowe deszczowe prysznice, po których wychodzi słońce… Podobno aż tak deszczowo nie było tu między grudniem, a marcem (w porze deszczowej)… 

Pierwszy dzień jest piękny i słoneczny. Jednak po takiej podróży, dodatkowo z dwulatkiem (chociaż był mega dzielny), nie korzystamy z niego w stu procentach. Następnego dnia, kiedy przychodzi załamanie pogody, biegając po plaży za chowającymi się w piasku krabami i przypominając sobie, jak duszno i wilgotno może być (wilgotność powyżej 80%) stwierdzamy, że może to i lepiej, że słońce tak nie praży. 

I kiedy już oswajamy się z wizją Seszeli skąpanych bardziej w deszczu (na szczęście tropikalnym, więc ciepłym) niż w słońcu, następnego dnia przychodzi kolejne załamanie. Mimo wcześniejszych przygotowań przed podróżą, cała nasza trójka dostaje zatrucia pokarmowego… W starciu z - prawdopodobnie - omletem probiotyk okazał się mało skuteczny. 

Na szczęście zatrucie zabiera nam tylko jeden (deszczowy) dzień, stawiając jednocześnie na naszej drodze Wilsona. Wilson pochodzi z Kamerunu, jest szefem serwisu sprzątającego i jedną z najcieplejszych, najbardziej uważnych osób, jakie w życiu poznałam. Co dzień sprawdza, czy u nas wszystko w porządku, wprowadzając poczucie spokoju i bezpieczeństwa daleko od domu. 

Po raz kolejny przekonujemy się, że podróże to LUDZIE. Pedro, pochodzący z Goa kierowca „melexa”… Małżeństwo z Polski z super rezolutną pięciolatką (pozdrawiamy Jaworzno ;))… Pani z Kids Club'u, z którą karmimy kraby i żółwie olbrzymie z Aldabry (21-letniego żółwia nazywają tu „baby” ;))… Przemiła Kreolka w butiku na lotnisku, która - UWAGA - pyta po polsku, czy może w czymś pomóc i - kokietując chyba, że tylko trochę mówi w naszym języku - naprawdę ładną polszczyzną chwilę z nami rozmawia (studiowała 4 lata we Wrocławiu)… 

To był nasz pierwszy raz z Maluchem na innym kontynencie. W tropikalnych, niełatwych warunkach. Z zatruciem, kiepską pogodą, stresem. To zdecydowanie nie był wyjazd idealny. Ale dla tych spotkań, tych nowych zapachów, smaków, wrażeń i doświadczeń, dla tej tropikalnej flory i fauny, tych paru pięknych zachodów słońca, kąpieli w cieplutkim Oceanie Indyjskim pod afrykańskim niebem było warto…  

1 komentarze :

Spektakl nad Zürichsee...

sobota, czerwca 11, 2022 Sagitta's world 0 Comments

"Słońce już gasło, wieczór był ciepły i cichy, 
Okrąg niebios gdzieniegdzie chmurkami zasłany, 
U góry błękitnawy, na zachód różany."

Adam Mickiewicz "Pan Tadeusz"


Trwający ponad godzinę spektakl obserwowany w lipcu 2019 roku na Jeziorze Zuryskim w okolicach wyspy Ufenau jest najznakomitszym jaki do tej pory miałam okazję zobaczyć. Matka Natura namalowała olśniewający obraz. To jeden z piękniejszych prezentów jaki dostałam od niej na swoją drugą osiemnastkę... Będąc dodatkowo w błogosławionym stanie :)

Ten post chciałam opublikować już dawno. Brakowało mi tylko słów, w jakie mogłabym to wyjątkowe przeżycie ubrać. Ale ostatecznie doszłam do wniosku, że żadnych więcej słów tutaj nie potrzeba. Niech przemówi obraz...

0 komentarze :