Był słoneczny, chłodny dzień...

czwartek, stycznia 26, 2017 Sagitta's world 4 Comments


Dokładnie wtorek. Dokładnie rok temu. Tego dnia powitałam Was po raz pierwszy w "Świecie Sagitty" Pisać każdy może... i zadałam pytanie, czy ja w ogóle pisać powinnam? Biorąc pod uwagę to, jakie przeboje miałam przy wrzucaniu pierwszego posta, pytanie było zdecydowanie na miejscu... Czy po roku znam na nie odpowiedź? Hmmm.... Pewna jestem, że przygoda z blogiem to jedna z fajniejszych przygód w moim życiu. I myślę, że... 'chyba-raczej-na pewno' powinnam! ;)

Archiwum bloga pokazuje, jak bardzo były płodne pierwsze tygodnie. Pomysły na wpisy - a była ich w tym czasie cała masa - najczęściej przychodziły tuż przed zaśnięciem. Parę nocy miałam wtedy z głowy. Posty zaczęły pojawiać się potem rzadziej (pomysły trochę 'siadły', wena robiła sobie zbyt często wolne), ale praca nad nimi sprawiała mi i nadal sprawia ogromną przyjemność.

Dzisiaj pojawia się 40-sty post. Urodzinowy. Jest czwartek. Co innego miałabym przygotować z tej okazji, jeśli nie... 'Throwback Thursday' :) Zobaczcie, co działo się od czasu pojawienia się pierwszego wpisu (miejsca są podlinkowane). 
#TBT
W lutym w Chamonix wjechałam windą na pierwsze piętro, czyli na... 3842 m n.p.m. Ze szczytu Aiguille du Midi podziwiałam górujący Mont Blanc. Zrobiłam "krok w otchłań" w kapciach. 
W marcu zachwycałam się moimi ulubionymi jeziorami - Klöntalersee i Caumasee - w ich zimowej odsłonie. Przygotowywałam się do świątecznej wizyty Gości z Polski, z którymi spacerowałam potem m. in. nad Walensee
W kwietniu bawiłam się na ślubie Kuzyna w USA, 'złaziłam' Manhattan, jechałam żółtą taksówką, dopingowałam Rangers'om w Madison Square Garden. Stwierdziłam, że 'Miata wymiata'. Odwiedziłam Uniwersytet w Princeton, wyglądałam niedźwiedzi w Pensylwanii, chodziłam po śladach "The Affair" w Montauk
W Puerto Rico stłukłam tyłek w "El Yunque", piłam najlepszą lemoniadę, podziwiałam iguany, wpłynęłam do zatoki bioluminescencyjnej. Chroniłam się jak mogłam przed Ziką. Skutecznie.
W maju przybyli kolejni Goście. Odwiedziłam włoskie Bellagio - urocze miasteczko nad jeziorem Como, które było inspiracją dla hotelu "Bellagio" w Las Vegas. 
W czerwcu kibicowałam "biało-czerwonym". Żegnałam "Ed Force One" na lotnisku w Zurychu. Poza tym lało, i lało, i lało...
W lipcu z Gośćmi odkrywałam stare miejsca na nowo. Zjadłam mnóstwo szarlotek w Berggasthaus Schwammhöhe z widokiem na Klöntalersee w odsłonie letniej. Wjechałam Hammetschwand Lift na Bürgenstock. Spacerowałam drewnianym Kapellbrücke w Luzernie. Jadłam znakomitą zupę gulaszową z widokiem na Aletschgletscher. Przechadzałam się tamą Emosson i podziwiałam widoki na przełęczy St. Bernard.
W sierpniu obserwowałam świstaki w Szwajcarskim Parku Narodowym "Val Trupchun". Zauroczyła mnie Guarda. Dzięki uprzejmości szwajcarskich Sąsiadów miałam okazję poznać Zürichsee z zupełnie innej strony. Zachwycałam się pięknem polskiego krajobrazu i radowałam chwilami z Bliskimi. 
We wrześniu po raz pierwszy na żywo zobaczyłam Kings of Leon. Udało mi się w końcu dotrzeć do Doliny Verzasca. Pierwszy weekend jesieni przywitałam na wodach Jeziora Zuryskiego.
W październiku odkryłam wodospad Berglistüber i piękno KlausenpassZnowu dotarłam do lodowca Aletsch, a Zugersee odsłoniło przede mną swoje piękne, jesienne oblicze. W okolicy Viamala spotkałam niezłą modelkę ;)
W listopadzie obserwowałam pochód z rzepami w Richterswil - Räbechilbi. Robiłam świece z wosku pszczelego, stroik świąteczny i takie tam inne świąteczne pierdoły ;) Piłam grzane wino w doborowym towarzystwie na jarmarku świątecznym w Zurychu. Nie mogłam doczekać się już Bożego Narodzenia!
W grudniu odwiedziłam Morgarten. Spacerowałam po jarmarkach świątecznych w Mediolanie. Zaniemówiłam w Duomo di Milano. Spędziłam wspaniały, świąteczny i rodzinny czas w Polsce.
W styczniu (dosłownie kilka dni temu) próbowałam swoich sił na pierwszych zajęciach kursu florystycznego. Mam nadzieję, że z kwiatami się dogadam ;)
To był piękny rok. Pełen cudownych spotkań, doznań i miejsc. Była też - czego zdjęcia nie pokazują - tęsknota i borykanie się z czasami niełatwą rzeczywistością na tzw. obczyźnie, z własnymi słabościami. Ale przecież takie właśnie jest życie...
Dziękuję Wam za obecność w moim świecie! Tym wirtualnym i tym rzeczywistym.
Sagitta

4 komentarze :