Chorwackich przygód ciąg dalszy...

czwartek, sierpnia 18, 2016 Sagitta's world 4 Comments


Szczęśliwi - my i nasze auto z nową-starą cewką zapłonową - wyjeżdżamy od 'splickiego' mechanika i ruszamy na południe w poszukiwaniu - jeszcze nieznanego nam - miejsca, które ma być naszą 'bazą' przez kolejny tydzień. Chcemy to osiągnąć przed zachodem, by przypadkiem żaden głupi pomysł nie dopadł nas gdzieś na stacji benzynowej skąpanej w ostatnich promieniach słońca tulącego się do snu...

Pokonujemy (znowu) odcinek "Magistrali Adriatyckiej" ("Jadranska Magistrala") od Splitu na południe i po raz kolejny zachwycamy się tą piękną, malowniczą trasą biegnącą wybrzeżem Adriatyku.

Po niecałych 80 km przydrożny znak informuje nas, że dotarliśmy do "Riwiery Makarskiej" - jednego z najcudowniejszych regionów w Chorwacji. Z jednej strony widok na błękitne Morze Adriatyckie i wyspę Brač, z drugiej na sięgające morza najwyższe i najdłuższe pasmo górskie Dalmacji - Biokovo. W tym widoku można się zakochać!

Jeszcze kilka kilometrów i zjeżdżamy do miejscowości Brela. Wjeżdżamy w małą uliczkę - Put Luke, na której spotykamy Chorwatkę oferującą nam nocleg. Pokazuje nam pokój z widokiem na morze. Nie szukamy dalej. W Breli jest pięknie!*

Te wspaniałe widoki, intensywny zapach drzew piniowych, wschody i zachody słońca, piękne plaże, sympatyczni Gospodarze, Rakija oraz słodkie i smaczne wino Prošek rekompensują nam niezbyt przyjemny początek naszych chorwackich wakacji. Rekompensują także i później, gdy okazuje się, że nie wyczerpaliśmy limitu pecha na Korčuli... Skurczybyk wrócił z nami promem...

W takich okolicznościach przyrody zdecydowanie łatwiej przełknąć blokadę koła (pierwszą w życiu zresztą) założoną w centrum Breli, bo poziomego znaku zakazu namalowanego na miejscu parkingowym - jak się już na nim stanęło - nie było widać, ale przestrzegać trzeba. Nie pomógł komplement, że jeden z Panów, którzy przyszli blokadę ściągnąć, wygląda jak Toni Kukoč - świetny chorwacki koszykarz. Chyba komplement był nietrafiony, bo rachunek za ściągnięcie blokady trzeba było jednak zapłacić...

Po pięciu cudownie spędzonych dniach łatwiej jest także przełknąć ślizgające się sprzęgło i to, że z takim sprzęgłem niedługo trzeba będzie wracać do Polski. Wystarczy tylko udać się do sklepu i kupić nalepkę z ograniczeniem prędkości spotykaną na autobusach i samochodach ciężarowych lub dostawczych. Może przynajmniej nikt nie będzie trąbił, kiedy próby przyspieszania nie będą zbyt satysfakcjonujące?... A jak ktoś jednak zatrąbi to znaczy, że znajomy (taki chorwacki zwyczaj trąbienia na znajomych) i trzeba odtrąbić. Znajomych trochę przez ten czas w końcu "uzbieraliśmy".

Po ponad tygodniu w tak fantastycznym klimacie, zupełnie już na luzie przychodzi - po bezpiecznym dotarciu do polskiego domu - zdanie sobie sprawy z tego, że przez cały wyjazd posiadało się dowód ubezpieczenia OC samochodu, wprawdzie ważny i auta tej samej marki, ale dowód ubezpieczenia auta Członka Rodziny. Wtedy - po kilkuminutowym napadzie śmiechu - można stwierdzić z ulgą, że to były wspaniałe wakacje!

* Kiedy 5 lat później po raz drugi podróżujemy 'w ciemno' do Chorwacji (innym samochodem!), spotykamy 'naszą' Chorwatkę  w tym samym miejscu i dostajemy dokładnie ten sam pokój :)

4 komentarze :

  1. Trochę po grecku. Wiesz dlaczego mi się tak skojarzyło? Mam bardzo podobne zdjęcia z okna na morze.

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo ciekawie napisane. Jestem pod wielkim wrażaniem.

    OdpowiedzUsuń