Przyjaciel Pies...
Mamy w Polsce takie nasze miejsce w Beskidzie Wyspowym. Gdzie o poranku wita pianie koguta, śpiew ptaków, dźwięk traktora.
Gdzie koszona trawa pachnie piękniej niż jakiekolwiek perfumy Diora.
Tam spędzaliśmy większość naszych majówek. Ale nie tylko. Uciekaliśmy tam z Krakowa w ciepłe weekendy, spędzaliśmy tam wakacje. To jest takie miejsce, którego teraz nam bardzo brakuje, a którego ta piękna i malownicza Szwajcaria nie jest nam w stanie dać.
Mieliśmy w tym naszym miejscu pewnego Przyjaciela. Najbardziej pogodnego psa na świecie. Wiejskiego kundelka. Stawał się jeszcze bardziej pogodny, kiedy zaczynała się piękna, ciepła wiosna i zjeżdzali się letnicy. Jasne było dla Niego, że ich przyjazd oznacza kiełbasę i karczek. Ale moim zdanie to było coś więcej. Ta radość na nasz widok nie mogła być spowodowana jedynie zwykłym 'odruchem Pawłowa'.
Przez kilka wiosen, kilkadziesiąt piątków, kiedy podjeżdzaliśmy pod domek, witał nas, zbiegając z tą uśmiechniętą mordką i wywijając ogonem. Czasami bywałam zazdrosna, kiedy widziałam Go na tarasie u Sąsiadów, kosztującego innych specjałów niż nasze. Ale wybaczałam.
Pamiętam ten moment, kiedy pewnej jesiennej niedzieli, która była ostatnią w sezonie, wsiadaliśmy do auta, głaszcząc Go jeszcze na 'do zobaczenia wiosną'. Potem widzieliśmy, jak biegnie za samochodem. Widzieliśmy jego uśmiechniętą mordkę w lusterku. Tak ładnie żegnał nas na ten okres zimowy.
Na wiosnę już nas nie powitał. Już do nas nie przybiegł. Ktoś nam tego kochanego 'Brata Mniejszego' w sposób bestialski przerobił na smalec...
Tam spędzaliśmy większość naszych majówek. Ale nie tylko. Uciekaliśmy tam z Krakowa w ciepłe weekendy, spędzaliśmy tam wakacje. To jest takie miejsce, którego teraz nam bardzo brakuje, a którego ta piękna i malownicza Szwajcaria nie jest nam w stanie dać.
Mieliśmy w tym naszym miejscu pewnego Przyjaciela. Najbardziej pogodnego psa na świecie. Wiejskiego kundelka. Stawał się jeszcze bardziej pogodny, kiedy zaczynała się piękna, ciepła wiosna i zjeżdzali się letnicy. Jasne było dla Niego, że ich przyjazd oznacza kiełbasę i karczek. Ale moim zdanie to było coś więcej. Ta radość na nasz widok nie mogła być spowodowana jedynie zwykłym 'odruchem Pawłowa'.
Przez kilka wiosen, kilkadziesiąt piątków, kiedy podjeżdzaliśmy pod domek, witał nas, zbiegając z tą uśmiechniętą mordką i wywijając ogonem. Czasami bywałam zazdrosna, kiedy widziałam Go na tarasie u Sąsiadów, kosztującego innych specjałów niż nasze. Ale wybaczałam.
Pamiętam ten moment, kiedy pewnej jesiennej niedzieli, która była ostatnią w sezonie, wsiadaliśmy do auta, głaszcząc Go jeszcze na 'do zobaczenia wiosną'. Potem widzieliśmy, jak biegnie za samochodem. Widzieliśmy jego uśmiechniętą mordkę w lusterku. Tak ładnie żegnał nas na ten okres zimowy.
Na wiosnę już nas nie powitał. Już do nas nie przybiegł. Ktoś nam tego kochanego 'Brata Mniejszego' w sposób bestialski przerobił na smalec...
Że co? Jak? Co mu się stało?
OdpowiedzUsuńZabili go :( Przerobili na smalec - serio :( Nie spełniał już wymagań...
UsuńPowiedzmy sobie szczerze - Szwajcaria jest piękna, ale monotonna. Polska jest znacznie bardziej różnorodna. Ja np, co roku wyjeżdżam odpocząć na Warmię. Kiedyś byle weekend był dobry na taki wypad, niestety wypad na weekend aż stąd, to niemożliwe.
OdpowiedzUsuńJak można tak z psem zrobić... szczyt wszystkiego. Mam wrażenie, że ludzie niektórzy ludzie minęli się z sumieniem na cześć głupoty.
https://www.facebook.com/Hexe-864049533724683/
Jest monotonna, ale nawet nie chodzi mi tu o otoczenie, bo w sumie jest masa miejsc, które po ponad 2 latach mieszkania tutaj potrafią mnie zaskoczyć. Chodzi mi bardziej o inny rodzaj monotonii, o brak Bliskich, brak 'swoich' polskich miejsc itp.
UsuńLudzie potrafią być okrutni i bezmyślni...